Jak jest zima, to musi być zimno, wiadomo. Znacznie trudniej pogodzić się z ultra-krótkim dniem i stopniową utratą słonecznego światła. No ale sorry, taki mamy klimat. Skoro nie można go zmienić, postanowiliśmi zmienić miejsce. Wznieśliśmy się ponad podziały terytorialne, momentami nawet ponad chmury. Tam gdzie wylądowaliśmy było biało, jeszcze bielej, a czasem zupełnie nic nie było widać.
Słońce rozpieszczało nas przez krótką chwilę. Ustąpiło ostrej zimie z wiatrem wiejącym 100 km/h, 3 metrami śniegu, lawinami schodzącymi z gór i totalnym paraliżem drogowym. Odcięliśmy się od codzienności i przenieśliśmy w trochę bajkową krainę…. Jeremi nazywał ją Krainą Lodu, tam gdzie mieszka Elsa, bo ją bardzo lubi.
Pokochał też narty, chociaż zarzekał się, że nawet obok nich nie stanie. Oboje z Kornelią tarzali się w śniegu, zakopywali w nim, a nawet jedli go pełnymi garściami. Ja nie wypuszczałam aparatu z rąk, choć prawie nie widziałam co robię, bo mróz, niewygodnie, gogle, rekawice, kije, narty na nogach i jakiekolwiek szybsze ruchy są raczej niemożliwe. Mimo tego powstała kolejna Rodzinna Opowieść, bo dokumentalna fotografia rodzinna to rejestrowanie emocji i życia rodziny w każdych warunkach i okolicznościach. I ja to uwielbiam!